Z mojej praktyki po ponad 6 letniej eksploatacji roweru i przejechaniu nim 72 tys. kilometrów, stwierdzam, że nie ma się nad tym zagadnieniem zbytnio rozczulać. Moim zdaniem zmiana łańcucha po 200, 300 nawet po 1000 km jest bezsensowna i wyrzucaniem pieniędzy w błoto, a właściwie pakowanie jej w kieszeń różnej maści serwisantom i sklepom rowerowym.
Na rowerze przejeżdżam rocznie od 8 do (w porywach) 15 tysięcy kilometrów i zmieniam łańcuch wraz z kasetą po przejechaniu około 10, 11 tys. km. Korbę musiałem wymienić po około 55 tys. km, a więc do tej pory tylko raz. Przerzutkę po 65 tys. km. Przerzutki na korbie jeszcze nie wymieniałem.
Nie powiem bym zbytnio dbał o codzienną "toaletę" napędu. Ot od czasu do czasu zakropienie olejem łańcucha, czasem aerozolem do łańcuchów i po tej operacji przetarcie szmatą zaciśniętą na łańcuchu. Jak jest potrzeba, "oskrobanie" kółek przerzutki z piachu zestalonego smarem i w zasadzie to wszystko.
Używam kaset 8 rzędowych HG40, lub HG50 i łańcuchów o takim samym oznaczeniu, które jak już wcześniej wspominałem, dają radę bez zbytnich pieszczot wytrzymać jeden sezon (~ 11 tys. km) dość intensywnej eksploatacji.
Muszę tu jednak przyznać, że unikam "brudnej eksploatacji" swojego roweru. Jeżdżę głównie asfaltami, utwardzonymi drogami polnymi jak i tez leśnymi, unikając terenów grząskich i błotnistych. Wprawdzie nie zawsze się to udaje, ale cóż... siła wyższa i jedzie się dalej.
A po powrocie trzeba o higienę roweru zadbać.
Nie twierdzę, że masz wzorować się na moim podejściu do tego zagadnienia, bo możesz mieć nań swój punkt widzenia i zrobisz tak jak będziesz sobie chciał, ale jak pytasz...
Pozdrawiam i życzę "pogody na rower".